Karpacz ujął mnie...mimo wiosennej aury, która tam panowała w lutym. No bo miała być zima, śnieżne, górskie miasteczko, narty, grzaniec, żurek w chlebie i takie tam klimatyczne duperele, które sprawiają, że człowiek czuję się trochę, jak w familijnym, amerykańskim filmie. Jest miło, rodzinnie, i nic złego nigdy się nie zdarzy, no bo to film dla całej rodziny emitowany w niedzielne południe. Zimy nie było i dzięki temu odkryłam, że to nie jest opcja konieczna do "fajności" wyjazdu :)
Na początek spełniłam swoje, wielkie marzenie - przejechałam przez Wałbrzych, no i przy okazji trzeba było zajrzeć do słynnego Zamku Książ. Od kiedy przeczytałam " Ciemno, prawie noc " Joanny Bator - ta myśl natrętna, zobaczyć to miejsca, nie dawała mi spokoju, no wiec sobie zwiedziłam.
trochę mnie widać, i widać, gdzie patrzę.
W Karpaczu widoki okazały się zacne :)
kolejka na Biały Jar, są narciarze i jest śnieg, ale sztuczny, dookoła piękna wiosna.
i w tym miejscu zadzwonił mi budzik w telefonie, pan z Karkonoskiego Parku Narodowego skomentował : no ładnie budzik o tej porze ( była 11.30 ), od razu odgadł jaki zawód wykonuję :)
Jednak można było zobaczyć trochę prawdziwej zimy- to w drodze na Śnieżkę- taka aura, i takie niebo, takie widoki mnie jednak zachwycają.
Lubię kolory, czego nie da się ukryć na zdj.powyżej...wiało tam i było niebezpiecznie ślisko, w związku z tym były emocje, a jak są emocje, to się dłużej pamięta.
a to widok z okna schroniska, uwielbiam schroniska, bo wtedy czuję się taką prawdziwą turystką i wielką fanką gór, którą wcale nie jestem ( przynajmniej na razie). Ano i że niby ja tak weszłam pod tą górę na własnych nogach???
Podwiozło mnie to coś strasznego czyli wyciąg krzesełkowy na Kopę...nie napiszę, że było super, bo wcale nie było. Wiał wiatr i ruszało krzesełkami na prawo i lewo, było wysoko i nikogo dookoła...nigdy więcej sobie tego nie zafunduje, już będę wolała się zmęczyć.
Ale naprawdę ładnie to wszystko wyglądało, jak się weszło troszeczkę do góry, oczy mogły się cieszyć, gorzej miały nogi i płuca :/
Góry mnie przerażają swoją potęgą,mimo że te przecież nie są zbyt wysokie, a jednak jest w nich niesamowity majestat...w okolicach niezwykłego schroniska Samotnia, w którym nigdy nie zamawiajcie frytek.
Karpacz jest sam w sobie miastem magicznym, zdarzają się tam rzeczy niezwykłe dla przeciętnej turystki i turysty np .....można znaleźć się na najwyższym szczycie Ziemi i to z czym??? z reklamówką z Biedronki...oto dowód
ha...pewnie mi nie wierzyliście!
no i czy wolę deskę czy nartki, to w tym sezonie wygrywają jednak jeszcze nartki, do deski ciągle nie mam odwagi i chyba też nie będę ukrywać chęci...mhm
z deską, to co niektórzy robili lansierskie spacery po mieście :)))
a nartki trafiły mi się w tym roku takie, ładne. Dostałam rozmiar dziecięcy i nie tylko ze względu na wzrost :)))
Karpacz jest naprawdę fajnym miejscem i warto go odwiedzić, nawet gdy zimy brak.
I koniecznie idzcie zjeść do Petiego, no i oscypki na ulicy obowiązkowo i grzane wino oraz żurek w chlebie, ale na razie nie chce mi sie pisać o jedzeniu. Może zajmę się tym w innym poście, chociaż mam mnóstwo zaległości, postaram się nadrobić w weekend, na koniec życzę dobrej nocy i jescze lepszego nastroju po przebudzeniu, jutro środa- przedostatni dzień kalendarzowej zimy :)